Wednesday, July 4, 2012

Lífið er yndislegt!








Wyspy Vestmannaeyjar i Radio Roxy.

Doczekanie moje, w końcu dwa dni wolnego i następna wyprawa.  Słońce od rana daje znać ze będzie z nami., wiec nawet poranne wstawanie nie sprawia kłopotu. Kawa, aparat, kasa i w drogę.  Odbieram mojego kompana i wyruszamy.  




 Do promu w Landeyjahofn prawie 100km, ale mamy dużo czasu żeby tam dojechać. Na miejscu okazuje się ze na promie brak miejsc dla samochodów, decydujemy się wiec przepłynąć na wyspę bez auta, szkoda czasu by czekać na następny prom.  W powietrzu czuć lato, prom przyjemnie buja – przyjemnie dla wszystkich, oprócz mnie – w pol godziny dopływamy do jednej z wysp archipelagu Vestmannaeyjar – Heimaey.  Najstarsza z wysp liczą sobie 40.000lat, najmłodsza obchodziła 40lecie w 2003roku, mowa tutaj o wyspie, Sursey która powstała w wyniku podmorskiej erupcji wulkanicznej w 1963r i nazwana została od imienia boga ognia Surtura.





 Schodzimy z promu i jesteśmy jakby w innym świecie, typowy kurort turystyczny, wąskie uliczki, sklepy z pamiątkami i to, czego szukamy, czyli informacja.  Decydujemy się na zdobycie stożkowego wulkanu, Eldfell, który w najwyższym punkcie ma 220metrow.  Po niespodziewanej erupcji, wulkan prawie dostrzetnie zniszyczyl wyspę w 1973r. Dziś wciąż można zobaczyć  częściowo zalane lawą domy, nazwane „Pompey of the North”. – do których nie dotarliśmy tym razem, może, dlatego żeby jeszcze kiedys tutaj wrócić. Ale od początku.  Zdobylismy już mapy, obedszlismy miasteczko i w końcu dolce far niente jak mawiają Włosi. Siedzimy z zimnym piwem w słońcu, auta zwalniają na nasz widok, ludzie uśmiechają się do nas, chyba wyglądamy na bardzo zadowolonych. 



  W końcu jednak trzeba wyruszyć. Dochodzimy do podnóża wulkanu i tutaj obopólna zgoda na odpoczynek, czyli drzemka w słońcu, naprawdę można poczuć się jak na wakacjach. 





Wejście na stożkowy wulkan wcale nie jest takie proste, żwirowe podłoże obsuwa się spod nóg i trzeba dużo wysiłku żeby nie ześlizgnąć się w dol. Pocieszeniem jest ze w gore nie polecisz… Ale najważniejsze to nigdy się nie poddawać. I w końcu: Veni, Vidi, Vici!!  Na górze widok po prostu boski,; przepiękny, malownicze krajobrazy, wyspy, ocean, lodowiec, zatoka rybacka, uśmiecham się, kiedy Leszek mówi ze to miejsce zaliczyłby do pierwszej dziesiątki najładniejszych na świecie, więcej widział niż ja wiec wie, co mówi.  Sesja zdjęciowa wyspy trwała bardzo długo, urokliwe miejsce. 










A to dom Björk Guðmundsdóttir (islandzkie nazwiska sa patronimiczne, czyli utworzone od imienia ojca, rzadziej matronimiczne, czyli od imienia matki) znanej w świecie, jako Björk – chyba najpopularniejszej Islandki.  I właśnie za rozsławienie Islandii Bjork dostała dom na jednej z wysp Vestmannaeyjar. Taka ciekawostka.




Siedząc tak na wulkanie - mam nadzieje ze już teraz wiadomo, kiedy wybuchnie… - jak Mały Książę, myślę o wolności, o tym ze zwiedzanie świata daje wolność i ja ją mam.  Wymyślamy zabawę w wyścigi kamieni.  Zrzuca się kamień z wulkanu i patrzy jak daleko się stoczy, oczywiście największą radość sprawiają te malutkie, które docierają prawie na sam dół, mały a jaki dzielny.  Jeśli do końca życia, ma sie cos z dziecka, zycie bardziej cieszy, proste, zwykle rzeczy, których nie zauważamy na codzien, dają o wiele więcej radości.  
Przed promem, wpadamy do tej samej kawiarenki, szybka kawa i juz plyniemy. Stoję i wpatruje się w oddalające się wysepki.  




W drodze do Vik zatrzymujemy się przy Seljalandsfoss, i chociaż wodospadów na Islandii nie brak, ten czaruje tym ze można go obejść, poza tym los sprzyjał, bo jak tylko wysiedliśmy z samochodu, słońce ponownie wyszło w całej swej klasie. No i mam szczescie do teczy! Dziękuję naturo, ten dzień był Twoim dniem.








Na trasie probujemy złapać sznur gęsi, to znaczy złapać na zdjęciu, niestety kierowca ma zawsze to szczęście ze prowadzi, ale widziałam ze Tobie się udało. To juz cos. Po wycieczce nie ma mowy o pilnowaniu świata, chyba zasypiam w locie do poduszki. To był dobry dzien. 

Teraz o muzyce, dlatego w tytule radio Roxy, zostało mi polecone i ja polecam, bo dobrymi rzeczami trzeba się dzielic. Widać, a raczej słychać, ze nareszcie ktoś wie, co robi, wie gdzie szukać i co puszczać, jakie nowości warto lansować i jakie starocie przypomniac. Miłego sluchnia, ja się nie rozstaje… http://roxy.tuba.pl/roxy/0,0.html

Do nastepnego razu, ach zapomnialabym, duze podziekowania za wszytskie wasze maile, smy i inne formy listow, bardzo to mile. A czy ksiazka bedzie? Nie wiem. Ale usmiecham sie do takiego pomyslu. 
Pozdrawiam ze slonecznej Islandii.  A na koniec ulubione zdanie tubylcow: lífið er yndislegt !!!! czyli: zycie jest piekne!







No comments:

Post a Comment