Wyruszyłam z Wrocławia,
ostatni rzut oka na dworzec i udałam się do naszej stolicy skąd pojechałam do
Wilna. Przed wyjazdem pyszna kolacja i uczta mandarynkowa.
Po całonocnej podroży autobusem, wiosenny styczeń powitał mnie w Wilnie. Droga do hotelu w wileńskiej
taksówce z ubranym na galowo taksówkarzem Adrianem, który obdzwonił znajomych żeby
zapytać, co w ciągu kilku dni warto zobaczyć, to był bardzo miły początek wycieczki. Hotel położony niedaleko rynku, codzienne
spacery na śniadanie do dziś miło wspominam (śniadanie hotelowe przegrało z możliwością
wyboru codziennie innej restauracji, kafejki, baru… z urokami rozmów, mieszaniną
rosyjskiego, polskiego i angielskiego – niestety okazało się ze po litewsku nie
znam ani słowa)
Pierwszy spacer
po magicznych uliczkach, pełnych aniołów, ciekawej architektury; spacer po mieście
otoczonym murem obronnym z około 1522r, który dodaje mu klimat tajemniczej twierdzy.
Wilno to nie Londyn, spokój, jaki tu panuje zadziwia, stolica inna od wszystkich,
wydawać by się mogło, ze ludzie żyją tutaj nie śpiesząc się, pozazdrościć. Mimo
tego napotkałam londyńskie klimaty, a ciemne piwo ważone na Litwie niczym nie
odbiega od angielskiego ales.
Nie mogę tutaj pominąć kuchni wileńskiej, takie
rarytasy jak cepelinki, czyli placki ziemniaczane z mięsnym farszem w środku, czy
śledzie podawane z ciepłymi ziemniakami, barszcz z butwinek i przeróżne zestawy
śniadaniowe, naprawdę podniebienie może oszaleć z wrażenia.
No i były tez flagi Nepalu, jak zawsze ze mna, tym razem znalalzam caly skwer tybetanski. Bardzo mily akcent.
Trafiam również na obchody święta Trzech Króli,w ulicznych
korowodach przebierańcy wyśpiewują kolędy.
Miasto Adama
Mickiewicza; mijam miejsca, w których mieszkał, uczył się, z którego w końcu w
1824r. został zesłany do Rosji skąd już nigdy nie wrócił… i tutaj zdaje się w końcu
rozumieć inwokacje Pana Tadeusza: „Litwo, Ojczyzno moja ty jesteś jak zdrowie ile
Cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto Cię stracił… ”
Kolejny dzień to
piesza wycieczka na polski cmentarz „na rosie”, gdzie 12 maja 1936r. serce
Piłsudskiego zostało złożone w grobie jego matki. Cmentarz położny na wzgórzu, taka
cisza, że zdaje się słyszeć rozmowy zmarłych.
Jakiś patetyczny klimat roztacza się w kolo tego miejsca.
Na zakończenie
kilka zdjęć ze spacerów i podziękowania dla Leszka za zaproszenie i jak zawsze
dobre towarzystwo w podroży. Pozdrów Islandie ode mnie. A dla wszytskich milego odpoczywania sobotnio-niedzielnego (moze dlatego latwiej uzywac slowa weekend)
Do nastepnego.