Poranne wstawanie jest najprzyjemniejsze, kiedy świadomość ze wydarzy się
cos nowego, ciekawego, nie daje spac.
W drodze na lotnisko słońce leniwie budziło
się ze snu, pięknie malując cienie na górach, rozkładając promienie tylko w
niektorch częściach, co przy poruszających się chmurach wyglądało jak wczesno
poranny taniec dla wielbienia nowego dnia.
Dzień dobry Islandio.
Odebrałam Dagmarę i ruszamy, prosto z Keflaviku na Golden Circle, trasa,
która prowadzi przez „perełki” Islandii.
Islandia leży pośrodku Oceanu
Atlantyckiego, między Europą a Ameryką Północną. Przez środek kraju przechodzi
granica styku dwóch płyt kontynentalnych, tam tez był nasz pierwszy przystanek.
Rozdzielone płyty, po obu stronach grzbietu, ciągle odsuwają się od siebie, przez
co "rozciągają" Islandię. Znakomitym, naocznym dowodem tego ruchu są
pęknięcia i szczeliny - charakterystyczne elementy krajobrazu Pingvellir.
Szczeliny te ciągle są wypełnione magmą, dlatego zamiast rozdzierania Islandii
na pół przez dryft kontynentalny, mamy do czynienia z powiększaniem się jej z
każdą erupcją wulkaniczną Dość długo trwały spory, jakie siły powodują ruch
kontynentów. W 1925 roku, na dnie Atlantyku odkryto masyw łańcucha górskiego, o
wysokości ok. 2500 m. Okazało się, że ten masyw, który nazwano Grzbietem
Środkowoatlantyckim, jest częścią rozległego systemu wulkanicznego,
rozciągającego się wzdłuż granicy styku płyt tektonicznych, wokół całego globu.
Stanąć pomiędzy płytami to jakby stanąć na granicy dwóch światów.
Jazda samochodem to jedna z moich wielkich przyjemności i nigdy nie wiem, co
sprawia mi większą: szybkość czy śpiewanie na cale gardło. Przejezdzamy kolejne kilometry w cudnych
krajobrazach, raz tylko musimy się zatrzymać by poczekać az para kochanków skończy
swoje miłosne uniesienie i przejdzie gdzie owce i barany być powinny, czyli na
pastwisko. Nie spieszno im wcale, ale i
my mamy dużo czasu.
Na parkingu przy dolinie Haukadalur spory ruch, największy
z gejzerów Geysir od ktorego jak nietrudno sie domyslec pochodzi nazwa tego
typu zrodel, wyrzucal wode na wysokość 80m, co musiało robic ogromne wrażenie, dziś
sa one kilkumetrowe i nieregularne, (co 48 godzin). Za to inny gejzer Strokkur
milo nas zaskoczył kilkumetrowa fontanna, niezły był ubaw, kiedy wszyscy
czekający stoją z aparatami gotowymi do zdjęć, mnie udało się za trzecim razem,
dwa pierwsze stałam albo za blisko albo akurat nie chciało mi się już trzymać
aparatu a być może robiłam inne zdjęcie. Cierpliwość nie nalezy do
moich mocnych stron. Skromnosc ponoc tez.
Gulfoss, czyli złote wodospady, może będzie to trochę podręcznikowy opis,
ale o wielkości tego wodospadu niech świadczy to ze w każdej sekundzie
przepływa przez niego 400 metrów szesciennnych wody – sekundzie, raz i już…
niesamowite. No i oczywiście, jeszcze mi
się nie zdarzyło żebym widziała jakiś wodospad pierwszy raz i nie było tam tęczy,
była i tym razem. Nad wodospadem zamyśliłam się chwile nad tym, co ja będę robić
po Islandii? może po prostu powinnam zakręcić globusem i pojechać tam gdzie się
zatrzyma... Czemu nie?
Wracamy do Vik, droga jak zwykle pusta, bez korków – widzę oczami wyobraźni zazdrośc mieszkańców Londynu czy Warszawy. Zawsze jak myślę o
korkach to przypomina mi się film „dzień świra”, kto widział, wie, o czym
mowie. Jednak i tutaj zdarzają się czasami male postoje kiedy na przyklad pasterz przeprowadza stado przez ulice. Owce przebiegly tak szybko, ze nie zdarzylam zrobic zdjecia, jakby wiedzialy, ze zielone swiatlo juz sie konczy...
Po drodze do domu zatrzymujemy się jeszcze w Reynisdrangar- plaża, z której
widok z jednej strony przestawia wrota Islandii, czyli Dyrholaey z lodowcem w
tle a z drugiej trzy trole, czyli potężne skały wyłaniające się z oceanu,
całość pięknie zamyka niesamowita struktura skal. Na plazy zabawa z falami,
czyli podejść jak najbliżej i uciec jak najszybciej żeby zimna woda nie wygrała,
można tez stanąć i krzyknąć „no”, jeśli fala zatrzyma się tuz obok nas, wtedy
wydaje się ze mamy jakiś wpływ na to jak daleko przypłynęła – złudzenie,
ale jakie daje poczucie opanowania oceanu – chociaż na chwile.
Nadeszła pierwsza gwiazdka i prezenty, dużo prezentów, dziękuję bardzo moim
Mikołajkom, z flagami Nepalu się nie rozstaje, to będzie mój znak rozpoznawczy, jak zobaczycie gdzies w swiecie wariata biegajacego z flagami - to prawdopodobnie bede ja.
Wydawałoby się ze po dniu, który się zaczął o trzeciej rano, 600 przejechanych kilometrach, 12godzinach za kierownica można mieć dość, ale nie; musiałyśmy uczcić spotkanie przyjaciół, za co szczerze na drugi dzień nienawidziłam Jacka Danielsa a Dagmarze zazdrościłam ze nie musi iść do pracy. Następne wyprawy przed nami a moje następne bazgroły i zdjęcia przed Wami. Pozdrawiam ze słoneczniej dziś Islandii.
Wydawałoby się ze po dniu, który się zaczął o trzeciej rano, 600 przejechanych kilometrach, 12godzinach za kierownica można mieć dość, ale nie; musiałyśmy uczcić spotkanie przyjaciół, za co szczerze na drugi dzień nienawidziłam Jacka Danielsa a Dagmarze zazdrościłam ze nie musi iść do pracy. Następne wyprawy przed nami a moje następne bazgroły i zdjęcia przed Wami. Pozdrawiam ze słoneczniej dziś Islandii.
Te kilka dzisiejszych slow dedykuje mojej siostrze, Perełko – dziękuję, ze jesteś
przy mnie bez względu na to czy lecę w dół czy w górę.
Muzycznie dzis....:
No comments:
Post a Comment